Ostatnimi czasy zacząłem mieć pewne przemyślenia na tematy związane z przystępnością rolek, jako sportu. Oferta producentów jest naprawdę bogata, a z punktu widzenia osoby „siedzącej w temacie” nawet ZBYT bogata, bo modele w jednym katalogu bardzo często się dublują, lub posiadają niemal pomijalne różnice, wprowadzając jedynie zamęt.

Skończył się okres szału na rolki trzykołowe – w pewnym momencie sprzedawały się one najlepiej, ponieważ były nowością na rynku. Teraz już nie budzą takiej ekscytacji u konsumentów, a ich sprzedaż utrzymuje się na stabilnym, ale stonowanym poziomie – firmy balansują ich ilość względem modeli na czterech kołach dużo rozsądniej. Nie ma takiego szału, jak wtedy, gdy „triskating” dopiero wchodził na salony.

Nie zmienia to faktu, że koła o średnicach 90, 100 i 110 mm spotykamy obecnie w rolkach dużo częściej, niż np. dekadę temu. Dla doświadczonych rolkarzy to super sprawa, ponieważ jest czym się bawić – eksperymentować, próbować nowych rzeczy. Ja sam nie jestem jakimś wybitnym rolkarzem, ale mam wystarczająco wysoki poziom umiejętności, żeby jazda na kołach rozmiaru nawet 125 mm nie nastręczała mi trudności.

Tyle, że to teraz. Pamiętam swoje początki – mój ojciec kupił sobie wyjątkowo źle przemyślane rolki Fila FM 100 (miękki, giętki but na szynie 4×100), a jako że nosi taki sam rozmiar buta, jak ja, spróbowałem jazdy w nich kilka razy. Dałem sobie spokój dość szybko, bo jazda na nich była zbyt wymagająca (dla ojca chyba nawet bardziej). Nie zniechęciłem się jednak do rolek jako takich i udałem się do sklepu, aby kupić fitnessy nieco lepiej pasujące do mojego stopnia zaawansowania – na kołach 78 mm.

Potem przechodziłem latami niejako stopniowo przez zestawy 4×80, 4×84, 4×90 aż po 3×110 i 3×125. Gdzieś tam zaplątały się po drodze 4×76 mm w szynach Powerblading. Jednak przez długi czas, moim ulubionym zestawem był 4×84, a rolki Rollerblade Fusion po prostu wielbiłem. Do dziś uważam je za jeden z najbardziej udanych modeli do jazdy miejskiej w historii, a Greg Mirzoyan pozostaje rolkarzem, do którego editów wracam.

Przyznam, że nie jeździłem nigdy na 3×100 ani na 4×110. Po krótkim romansie z 4×90 przeskoczyłem na 3×110 i jest to obecnie mój ulubiony rodzaj podwozia. A po skosztowaniu Next Charcoal 110 z szyną długości 290 mm zakochałem się w nim jeszcze bardziej.

Ten progres w wielkości kół był jednak w zasadzie czymś naturalnym, a na kołach rozmiaru większego niż 84 mm zacząłem jeździć dopiero po kilku dobrych latach i zrobieniu już setek kilometrów. Okres przyzwyczajania się był więc krótki, bo miałem już wystarczające umiejętności.

Bazując na moich doświadczeniach, postaram się odpowiedzieć na pytanie: czy należy się bać dużych kółek?

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Dla osoby, która dopiero zaczyna jazdę na rolkach i nigdy w życiu tego nie robiła, koła rozmiaru większego niż 90 mm mogą być mocno problematyczne. Zwłaszcza, jeżeli nie uprawia ona regularnie jakiegokolwiek sportu pomagającego w wyrobieniu balansu i trenowaniu dużej motoryki. W tym wypadku mam jasne zdanie: średnica 90 mm to absolutne maksimum, w jakie należy celować.

A najlepiej wybrać coś na kołach 4×80 lub 4×84, jako że zestaw 4×90 posiada minimalną długość szyny 273 mm, co utrudnia skręcanie i bez odpowiednio wyrobionej techniki jazdy, może znacznie utrudniać naukę. Owszem, stabilność jest cudna i można na takich rolkach robić niemal wszystko, co na tych z mniejszymi kołami, jednak jest to trudniejsze.

Czasami zdarzają się modele rolek na kołach 3×90 – tutaj mamy odpowiednio krótsze szyny, więc nie powinno być problemów ze stawianiem pierwszych kroków. Oprócz niższej wagi, ja osobiście nie dostrzegam żadnej przewagi tego podwozia nad 4×80 czy 4×84.

Jeżeli jesteście już doświadczeni w jeździe na fitnessach czy rolkach freeskate, możecie w zasadzie bez obaw sięgnąć po koła rozmiaru nawet 110 mm. Softbooty są nieco bardziej giętkie od rolek ze skorupą (czy carbonową bazą), więc wymagają włożenia minimalnie więcej wysiłku w utrzymanie prawidłowej pozycji stawu skokowego. W zamian jednak oferują niższą wagę i zazwyczaj bardziej uniwersalne dopasowanie oraz lepszą wymianę ciepła (a co za tym idzie, komfort) – no, coś za coś. Ja większą wagę przykładam do osiągów, niż komfortu.

Jestem zdania, że każdy w miarę doświadczony rolkarz aggressive czy freestyle slalom powinien sprostać kołom rozmiaru 90+ mm bez najmniejszych trudności.

Dlaczego? To bardzo proste – oba te style wymagają dobrze wyćwiczonego zmysłu równowagi oraz mocnej muskulatury stawu skokowego. Na początku może być dziwne uczucie przez wysokość od podłoża (zwłaszcza, jeżeli przesiadacie się z rolek aggressive), ale ono bardzo szybko minie i jazda na dużych kołach stanie się drugą naturą. Podobnie z długością szyny – przestawienie się nie zajmie wiele czasu osobie doświadczonej.

Sprzęt ma znaczenie.

Wraz z popularnością rolek na trzech (dużych) kołach, na rynku pojawił się zalew sprzętu robionego „wbrew sztuce”. Wątpliwej jakości fitnessy oraz gnące się w kostce rolki freeskate na wysokiej szynie (z niekiedy niepewnym połączeniem z butem) to recepta na porażkę.

Dlatego tutaj nie ma przebacz – jeżeli chcecie iść w duże koła, but musi być odpowiednio sztywny w kostce. Przyznam szczerze, że nawet markowym producentom zdarzały się na początku wpadki w tej materii, jednak po latach zostały one wyłuskane i to, co mamy obecnie na rynku, powinno zadowolić każdego. Tak jak pisałem – fitnessy są zazwyczaj bardziej giętkie (choć mamy takie perełki jak Powerslide Swell czy Powerslide Phuzion Argon), jednak obecnie, jeżeli sięgacie po sprzęt markowy, raczej nie „wtopicie”.

Jeżeli miałbym jednak polecić jakiś typ rolek w ciemno, bez zaznajomienia się z potrzebami danej osoby, to zawsze odpowiedź będzie brzmiała: rolki freeskate z kompozytową skorupą.

Dlaczego? Mamy bowiem gwarancję, że nasz staw skokowy jest odpowiednio stabilizowany. Dobre przeniesienie energii zapewnione przez relatywnie sztywne rolki da nam także możliwość wykorzystania potencjału drzemiącego w dużych kołach. Naturalnie, high endowe, carbonowe modele typu Hardcore Evo także się doskonale spisują.

Jeżeli sięgniemy po tani, elastyczny but, to będzie się nam w takim sprzęcie jeździć zwyczajnie gorzej, mniej bezpiecznie i wolniej, niż w dobrej klasy hardboocie. Wtedy te duże koła to sztuka dla sztuki, bo w skrajnych wypadkach może być nawet trudniej się rozpędzać, niż na pospolitym zestawie 4×80.

Co z 125 mm?

Szyny na koła 125 mm pojawiły się na pewien czas w ofercie kilku firm, jednak z czasem można było zauważyć trend ograniczania tej kategorii. Nawet u marki Powerslide, która zdecydowanie w tym przodowała, rolek freeskate na takich kołach nie uświadczymy zbyt wiele poza kategorią jazdy szybkiej/maratonów. Dlaczego?

Pomijając kwestie znacznej wysokości od podłoża, w większości zastosowań takie koła nie mają wymiernej przewagi nad rozmiarem 110 mm. W typowych rolkach do jazdy fitness buty nie są wystarczająco sztywne, żeby w ogóle zrobić z podwozia 3×125 jakikolwiek sensowny użytek. W rolkach freeskate z kolei w grę wchodzą inne czynniki.

Rdzeń kółek 125 mm jest duży, a musi być mocny – ciężko zrównoważyć jego ciężar w stosunku do wytrzymałości oraz odbicia koła, dlatego takie core często pękały w początkowej fazie boomu triskate. Producenci się w końcu z tym uporali, jednak kosztem zwiększonej wagi. Dla przykładu, Spinner 125 mm mają super solidną konstrukcję, ale lekkie nie są.

Większa masa w połączeniu z większą średnicą skutkują zwiększoną bezwładnością. To z kolei przekłada się na wolniejsze rozpędzanie. W przypadku jazdy miejskiej, gdzie często zachodzi konieczność zatrzymywania lub spowalniania, jest to wyraźny minus. Co tu dużo mówić, koła 125 mm są dużo bardziej „ślamazarne” podczas startów w porównaniu do rozmiaru 110 mm. A i wbrew temu, co mogłoby się wydawać, wcale jakoś super po kiepskiej jakości nawierzchniach się nie toczą. Tutaj zdecydowanie wygrywa z nimi zestaw 4×90, ze względu na więcej punktów podparcia i mniejszą odległość pomiędzy nimi.

Tak, gdy już się rozpędzimy, to można pojechać szybciej. Dlatego najlepiej sięgać po rolki na kołach tej średnicy jeżeli macie zamiar faktycznie jeździć długie trasy, gdzie możecie wykorzystać ich potencjał. Albo np. opcję zjazdu w cieszącej oko okolicy, jak Dustin na poniższym filmie.

W przeciwnym wypadku koła 125 mm to jednak puszczanie pary w gwizdek.

Wnioski?

Nasuwają się same: po duże koła sięgajcie jeżeli macie już doświadczenie w jeździe na rolkach i czujecie się pewnie. Wtedy sobie poradzicie bez wątpienia – nie zniechęcajcie się drobnymi, początkowymi trudnościami (jak podczas nauki czegokolwiek nowego) i miejcie realistyczne oczekiwania. Np. jeżeli śmigacie slalom i kupicie sobie rolki na szynie długości 270 mm, to zamiast psioczyć, że to w ogóle nie skręca i cisnąć nimi w kąt, poświęćcie nieco czasu na naukę innej techniki jazdy i otwórzcie się na nowe zastosowania takiego sprzętu, bo ma on zalety w wielu obszarach.

Jeżeli natomiast dopiero rozpoczynacie przygodę z jazdą na rolkach, najlepiej sięgnijcie po rozmiar kół 80 mm lub 84 mm. Takie modele także dostarczą masę frajdy, a i pozwolą Wam na bezpieczną i względnie bezproblemową naukę jazdy.

Dużych kółek w rolkach nie trzeba się bać – ale trzeba wiedzieć, że na wszystko przychodzi czas. Tak jak najpierw trzeba się nauczyć jeździć samochodem osobowym, zanim wskoczymy w auto sportowe i zaczniemy wyciskać czasy na torze, czyż nie?

Jak zwykle zapraszamy do odwiedzin w naszym partnerskim sklepie Bladeville.